Filmy z wakacji
wtorek, 30 października 2012
Pinnacle
Noc przed wspinaczką na Pinnacles okazała się niełatwa z trzech powodów. Pierwszy to grupka starszych panów i pań z Holandii imprezujących do 1 w nocy ( szczęściarze nie mieli w planach wspinaczki), drugi to dźwięki dżungli głównie żaby i insekty, a trzeci to użądlenie przez osę w stopę tuż przed spaniem.
Przyszła w końcu godzina 5:30. Jeszcze było ciemno. Czas na szybki prysznic, śniadanie, spakowanie się przed wspinaczką i o 6:30 cała grupa, tzn,. my i holenderki plus przewodnik ruszyliśmy na szczyt. Szlak z metra na metr robił się coraz cięższy. Na początku głównie korzenie, powyżej 800m, zaczęły się wapienne skały, potem już głównie liny i drabinki. Po drodzde dogoniliśmy 2 inne grupy wspinające się na Pinnacle.
Przed wejściem na sam szczyt, przewodnik nie pozwolił się patrzeć na dół. Brak lin asekuracyjnych i prawie pionowe skały sprawiły, że 2 osoby zrezygnowały z dalszej wspinaczki. My ruszyliśmy dalej. U celu, po pokonaniu 2,4km wysokości, na samym końcu szlaku, zobaczyliśmy Pinnacle, uformowane przez erozję charakterystyczne formacje skalne. Towarzystwo również wyborowe: parka z Hiszpanii, którą poznaliśmy jeszcze w Mulu i kilku holendrów. Po krótkiej sesji fotograficznej wszyscy ruszyliśmy na dół Tak jak powiedział przewodnik, zejście było dużo trudniejsze niż wejście. Praktykowaliśmy wszystkie możliwe techniki schodzenia, angażując wszystkie grupy mięśniowe, aby jak najszybciej znaleźć się w campie 5. Założyliśmy, że chcemy dotrzeć do campu do godziny 14tej, aby zdążyć jeszcze przed deszczem. I udało się. Przeszliśmy ponad 10 km. Po zejściu, wskoczyliśmy do naturalnego basenu nieopodal niewielkiego progu na rzece na małe spa:) A wieczorkiem po kolacji wybraliśmy się na nocny spacer po dżungli w poszukiwaniu zwierząt polujących nocą. Znaleźliśmy całkiem sporo, ale niewielkich. Najbardziej liczyliśmy na leoparda, a znaleźliśmy kilka żab, ale bardzo charakterystycznych, ptaka i kilka insektów. Przewodnik kazał się ubrać w długie spodnie i coś z długimi rękawami, aby ochronić się przed pijawkami. Po powrocie okazało się, że ubranie ochronne nie spełniło swojej funkcji. 3 pijawki ssały sobie krew ze stopy. Po usunięciu tych insektów, jeszcze przez dobrą godzinę, krew nie chciała się zatamować.Przed spaniem jeszcze krótkie pakowanie i wymarzony odpoczynek po bardzo aktywnym dniu. Następnego dnia opuszczamy camp 5 i ruszamy do małej wioski w której będziemy mieszkać z prawdziwą rodziną borneańską pod jednym dachem w longhousie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz