Filmy z wakacji

czwartek, 1 listopada 2012

Head Hunters Trail - Rantau Kurra

Wyruszyliśmy po śniadaniu o 7:45. przed nami 12 km w 30 stopniowym upale przez las deszczowy z Limem i 2 holenderkami z ponad 15 kg na plecach Po drodze Lim z pasją opowiadał o miejscowej florze, a my resztą sił staraliśmy się go uważnie słuchać. Dzięki temu co zobaczyliśmy i spróbowaliśmy, doszliśmy do wniosku, że w dżungli nie zginiemy. Sporo jest jadalnych owoców, wiemy z jakiego drzewa zrobuić wędkę i z jakiego drzewa przygotować truciznę na strzały do dmuchawki:). Okazało się również, że rzeki tutaj są bardzo niebezpieczne. Nasz szlak znajdował się tuż obok rzeki, która nagle zapadała się dosłownie pod ziemię, by kilkaset metrów dalej ponownie się pojawić na powierzchni. Na takiej rzece kilka lat temu zginęło 2 chińskich turystów. Nie opóścili rzeki przed nienaturalnym "ujściem". Na końcu szlaku czekał na nas umówiony wcześniej boatman Rungurr, który zabrał nas swoją łodzią do swojego longhouse'u. Na szczęście pogoda dopisała i mogliśmy się w czasie 2h rejsu po rzece Libang troszkę złapać słońca. Dopłyneliśmy do wioski Rantau Kurra, w której mieliśmy spędzić popołudnie i noc. Longhause znajdował się niedaleko brzegu. Przed wejściem przywitała nas żona i córki boatmana. Longhouse to ,skrócie opisując, długi korytarz z ulokowanymi po jednej stronie izbami a po drugiej stronie długą werandą z ławeczkami. Izby podzielone są na 3-4 części: przedpokój, sypialnia, jadalnia z aneksem kuchennym i na końcu na świeżym powietrzu ubikacja (bez tradycyjnej muszli, tylko dziura w podłodze) razem z "prysznicem". Pryszcznic tutaj to duża bania z wodą i chochlą, którą należało się polewać. Warunki spartańskie, ale jak przygoda to przygoda. Woda do mycia, prosto z nieba. Żadnych wodociągów, tylko rynna i duża beczka po ropie pełniąca rolę zbornika. Cały dom był zbity z desek i przykryty blachą falistą.W przedpokoju na ścianie, polski akcent, zdjęcie papieża JPII. Okazało się, że państwo u których mieliśmy okazję zamieszkać są katolikami. Poza zdjęciem papieża, zdjęcia z różnych innych okoliczności rodzinnych z podpisanymi datami i krótkim opisem. To był taki facebook dla gości:) Kolację przygotowała pani domu. Na stole kurczak, ryż i miejscowe ważywa, których nazwy nie jestem w stanie powtórzyć, ale wszystko bardzo pyszne. Po kolacji zaproszeni na werandę usiedliśmy z rodziną i sąsiadami dyskutując na różne tematy. Okazało się, że jesteśmy pierwszymi polakami w w tym miejscu. Przed spaniem jeszcze zrobiem krótki wpis do księgi gości. W tym czasie córka Rungurra przgotowała miejsce do spania i poszliśmy spać jeszcze przed 22:00. Bo właśnie o tej godzinie wyłączają prąd w całej wiosce:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz